Urlop nie zawsze „spokojny” i wielkie podziękowanie 😊

Podczas urlopu nie zawsze było spokojnie, bezstresowo i kolorowo 😉 Teraz mogę o tym pisać (chociaż nie o wszystkim i nie szczegółowo), bo emocje opadły i też są one częścią naszych wspomnień, o których opowiadamy z uśmiechem 😉

Wszechświat nawet podczas tak wyczekiwanych od kilku lat „wolnych” dwóch tygodni postawił na naszej drodze trochę stresów… i pracy na odległość. Taki urlop, który okazał się, jak to mówią, na „pół gwizdka” 😉 Ważne, jednak, że wyjechaliśmy, zmieniliśmy klimat i otoczenie. Bardzo nam było to już potrzebne. A praca w takich okolicznościach była przyjemnością, chociaż chwilami zbyt męczącą 😉

Problem z zębem, chore ucho, piekące „spalenie” nad morzem, potknięcia, stłuczenia, skręcenia, odkręcone śruby na Autostradzie… W tym przypadku Ktoś nad nami czuwał…  uszkodzony, porysowany zderzak, oraz dziura w oponie auta i pęknięty podnośnik przy wymianie koła. Po „awaryjnym” napompowaniu potrzebna była pomoc mechanika, a dokładniej gumiarza, oczywiście poleconego przez znajomą 😉 Przy okazji naprawy część mojej Rodzinki wysłuchała opowieści o zlocie starych pojazdów w Polsce, w którym brał udział. Nawet przy stresującym wydarzeniu można dowiedzieć się ciekawych rzeczy 😉

Do tego problemy w pracy i codzienne spędzanie kilku godzin z telefonem przy uchu oraz przy laptopie gasząc delikatnie mówiąc mnóstwo pożarów. Ja na szczęście aż tak hardkorowo jak M nie miałam, ale i codzienna „Lawartowa” poczta mnie dopadała, tak samo jak Faktury 😉 Na szczęście to nic w porównaniu z tym, co mam na co dzień, bo z drugiej pracy telefon milczał… Uff!😉 Pojawiły się jedynie dwa maile…   I jak dobrze, że te wszystkie magiczne miejsca w których dane nam było być, były blisko naszego zamieszkania, bo inaczej chyba nigdzie byśmy się nie ruszyli poza nasze miasteczko 😊 W tym przypadku Wszechświat chociaż troszkę się zrekompensował 😉

Dochodziły też inne mniejsze i większe problemy na miejscu lub wiadomości z domu, do którego daleko i trzeba było liczyć na pomoc Przyjaciół. Na szczęście od lat się wspieramy i teraz także mimo swoich problemów, okazali się niezawodni. Są zawsze bez względu na to, czy w radości,  czy w smutku i żałobie. Są zawsze gotowi by „BYĆ”, nawet gdy jesteśmy daleko… Bezmiernie Im za to dziękuję. Bez Was Kochani musielibyśmy skrócić nasz wyjazd. Do końca życia Wam się nie odwdzięczymy. A kolacja i czas razem po naszym powrocie był bezcenny, chociaż wiem, że to zbyt mało by podziękować za Waszą Przyjaźń.





Samej sobie też jestem wdzięczna 😊 Wdzięczna za to, że kiedy dopadały mnie czarne myśli i bezsilność zaczynała „wychodzić” coraz bardziej „na powierzchnię”, potrafiłam skupić się na tym co „tu i teraz”. Wsłuchiwałam się w kojące granie cykad, patrzyłam na aż rażące w oczy, żółte Pola Słoneczników, dotykałam z czułością Kamienny Domek chłonąc jego pozytywną energię, która koiła moje chwilowo nadszarpnięte nerwy… Tak! Zdecydowanie praca nad sobą, którą od lat żmudnie i często z trudem wykonuję, zaczęła powoli przynosić rezultaty. A w takich okolicznościach przyrody, ze Słońcem którego zdecydowanie więcej niż u nas, oraz CISZĄ, wydaje mi się to dużo prostsze. Nie ujmując oczywiście trudnościom, bo one nawet w Italii nie znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To nie tak. Po prostu jakoś łatwiej mi jest to wszystko tutaj znosić i łatwiej żyć chwilą. Muszę zdecydowanie nad tym jeszcze popracować w Warszawie… Przecież i w niej musi być na to jakiś sposób, którego jeszcze nie odkryłam. 




Spodobał Ci się tekst?

·         To teraz czas na Ciebie 😊  Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie;

·         Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka; 

·         Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z   innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją   pracę;  

·         Bądźmy w kontakcie, obserwuj mój blog oraz polub mnie na Facebooku i Instagramie.


Komentarze