Miałam pisać dzisiaj o czymś innym, ale...
Nie, nie wstydzę się o tym pisać, nie wstydzę mówić. Ten blog powstał z potrzeby podzielenia się z Toba moją drogą do samorozwoju, drogą w chorobie, drogą podczas której wpadam w dołki raz mniejsze a innym razem tak wielkie, że trudno mi się z nich wygrzebać. Czasami podczas swojej drogi znów dochodzę do ściany, zamykają się przede mną jakieś drzwi i po pozwoleniu sobie na bezsilność szukam nowych. Może dzięki temu mojemu pisaniu, dzieleniu się swoimi doświadczeniami pomogę choć w minimalnym stopniu i Tobie…
Depresja jest bardzo zdradliwą chorobą. Nawet leczona potrafi wrócić jak bumerang, tylko z tą różnicą, że nie wiemy jak ten bumerang daleko poleciał i kiedy ma szansę na powrót. Już pisałam, że mam dni podczas których tak mocno zalewa mnie fala różnych emocji, że brak mi tchu. Wciąż tak jest i może być już do końca życia. Jestem w trakcie zaprzyjaźniania się z chorobą, jak by dziwnie to zabrzmiało. Jednak nie mam wyjścia… Chcę tego. Chcę ją poznawać jak najbardziej się da, akceptować i pozwalać sobie na chwile załamania, bez względu na to, jak długo będą trwały. Nie chcę nigdy więcej czuć się winna i gorsza, bo nie jestem!
I tak, mam takie dni kiedy brak mi sił. I niby patrząc na mnie z boku ktoś może pomyśleć, że czego ona chce? Ma kochającą rodzinę, swoją Firmę, ma dach nad głową… Jednak mimo to nie mam siły… ☹ Dopadają mnie takie dni, że mimo iż spałam w nocy, nie mam siły rano otworzyć oczu, nie mam siły wstać. Płaczę idąc do łazienki by się umyć i kiedy wchodzę do kuchni, bo nie wiem jak włączyć ekspres i zrobić sobie kawę, mimo iż robię to codziennie od wielu lat. Dbam o siebie, biorę leki, dużo rozmawiam z innymi i sama ze sobą, a jednak mam takie dni… Dni, że czuję jak znikam… Nawet ulubiona muzyka nie pomaga, nie pomaga joga do której nawet wtedy się „nie zabieram”, bo najzwyczajniej w świecie nie mam siły ☹ Oczy bolą od światła, każdy dźwięk sprawia, że czuję jak głowa mi się rozsypuje na drobne kawałki… Nie mam siły… Siedzę zamknięta w sypialni i czuję jak ściany się zbliżają by mnie zmiażdżyć… Boję się, chcę krzyczeć i płakać, ale nie mam siły… Jestem sparaliżowana… Muszę to przetrwać, a później krzyczeć, płakać, tupać nogami jeśli mam taką potrzebę… Muszę sobie pozwolić na wszystkie emocje, które zaczynają powoli opuszczać moje ciało, by w końcu było ciut lepiej. Wdech – wydech… moja kotwica…
- To teraz czas na
Ciebie 😊 Będzie mi miło,
jeśli zostaniemy w kontakcie;
- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to
bardzo ważna wskazówka;
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić
się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to,
że doceniasz moją pracę;
- Bądźmy w kontakcie, obserwuj mój blog oraz polub mnie
na Facebooku i Instagramie.
Komentarze
Prześlij komentarz